WYWIAD

Monika Tutak-Goll

12.11.2024

 

 

Ludzie często myślą, że jak zrobią sobie botoks, czeka ich lepsze życie. Że lepszy wygląd równa się lepszy partner, lepsza praca. Nie, botoks nie jest gwarancją lepszego życia. I nigdy nie będzie. Rozmowa z Klaudią Witczak, pomysłodawczynią idei Unbotoxed.

 

Monika Tutak-Goll: "Prawdziwa 'ja' to autentyczność. Nie jestem układanką cudzych wyobrażeń. Każda niedoskonałość na mojej twarzy reprezentuje moją tożsamość. W świecie pełnym kopii odważmy się być unikatowi" – mówią bohaterowie filmu „Wyjątkowi" w zainicjowanej przez ciebie kampanii społecznej „Beauty is not copy-paste".

Klaudia Witczak: – Do udziału w tym filmie zaprosiliśmy osoby niezwykłe. Takie, które z unikatowych cech swojego wyglądu uczyniły wartość, które mimo swojej odmienności nie boją się oceny i mają odwagę powiedzieć głośno: „Dosyć jednakowych standardów piękna. Dosyć jednakowych twarzy. Jesteśmy inni i to nas wyróżnia".

 

I nie boją się pokazać swoich ciał: pięknych, ale odstających jednak od kanonów urody znanych nam choćby ze świata mediów społecznościowych. Ola dumnie pokazuje znamiona, Marysia przerwę między zębami i burzę rudych loków, a Łukasz delikatną jak porcelana skórę. Bohaterowie twojej kampanii mówią nam, że nie warto ulegać presji piękna.

 

– Bo nie warto. Presja piękna to szaleństwo – niestety, wszechobecne. Tą kampanią chcieliśmy zachęcić do myślenia i powiedzieć głośno, że każdy z nas ma prawo do bycia autentycznym, zawalczyć o swoją tożsamość, którą wielu zatraca tylko dlatego, by przypodobać się innym, dostosować się.

Marzy mi się świat, w którym wygląd zewnętrzny nie będzie kartą przetargową do lepszego życia. Bo to zdrowie i dobrostan psychofizyczny powinny być dla nas priorytetem, a nie perfekcyjnie wypełnione usta czy wygładzone botoksem czoło.

 

Mówisz o presji piękna, ale sama byłaś inwestorką w jednej z klinik medycyny estetycznej, w której lekarze wstrzykiwali klientkom botoks i wypełniacze.

– I widziałam coraz młodsze dziewczyny, które na ten botoks przychodziły. A na 18. urodziny otrzymywały w prezencie zabiegi powiększania ust. Każdy taki przypadek sprawiał, że zapalała mi się w głowie kolejna czerwona lampka. Dlaczego to robiły? Dlaczego kobiety, nastolatki, małe dziewczynki się sobie nie podobają? Co sprawia, że chcą wyglądać tak samo?

 

Dlatego postanowiłam to zmienić, choć wiedziałam, że nie będzie łatwo.

 

Idziesz na wojnę z botoksem?

– Nie nazwałabym tego tak. Ja w ogóle uważam, że słowo „wojna" jest niekonstruktywnym słowem, nie tylko w biznesie, ale w ogóle. Wojna kojarzy się pejoratywnie, konfliktuje, odcina możliwość dialogu. Nie walczę z botoksem, nie oceniam osób, które botoks robią, to ich autonomiczna decyzja. Chcę jedynie uświadamiać, że istnieją zdrowe alternatywy. Na razie jesteśmy jedynym takim miejscem w Polsce, które konsekwentnie z tego typu zabiegów zrezygnowało. Rewolucja jest lepszym słowem niż wojna, oznacza, że nadchodzi nowe. Mam nadzieję, że inni powoli zaczną za nami podążać.

 

Kiedyś byłam na peelingu u dermatologa i pod koniec wizyty usłyszałam: „Powinna sobie pani powiększyć górną wargę, wtedy usta będą pełniejsze". Zatkało mnie, dlaczego miałabym mieć większe usta? Co więcej: zawsze wydawało mi się, że moje usta mi pasują, ale wróciłam do domu, zaczęłam się sobie przyglądać, słowa lekarza wracały, a ja myślałam: naprawdę ta górna warga nie jest OK?

 

– Ten lekarz przekroczył twoje granice. Przeżyłam coś bardzo podobnego kilka lat temu, gdy wstrzyknięto mi botoks w czubek nosa i czoło. To była minimalna dawka, ale mimo wszystko miałam poczucie, że moja mimika jakby zastygła. Czułam, że nie jestem sobą. Mój nos miał być idealny. Tylko co to w ogóle znaczy? Jaki jest idealny nos? I idealny według czyjej definicji? To był moment, kiedy pomyślałam: lubię swój nos, bo jest wyjątkowy i jeśli ktoś na mnie patrzy, to mnie zapamiętuje. Z tym niby idealnym czułam się tak, jakby ktoś zabrał mi tożsamość.

 

To po co ci była ta klinika medycyny estetycznej?

– Moja przygoda z medycyną estetyczną zaczęła się od tego, że zasiadałam w radzie nadzorczej jednej z klinik, w którą zainwestowaliśmy z moim parterem. Przyglądałam się temu, jak ten świat wygląda, jakie zabiegi klienci wybierają najchętniej i dlaczego w ogóle na nie przychodzą. Niestety, z moich obserwacji wynikało, że powodem wielu z tych wizyt była myśl: „robię to, bo nie czuję się ze sobą OK". To właśnie często brak poczucia własnej wartości i nieumiejętność pogodzenia się z procesem starzenia sprawiały, że decydowali się na inwazyjne metody poprawy wyglądu. Po kilku latach podjęłam więc radykalną decyzję: rezygnujemy z botoksu i wypełniaczy, stawiamy tylko i wyłącznie na biozgodną medycynę regeneracyjną.

 

Nie byliśmy zaskoczeni, gdy okazało się, że w ten sposób straciliśmy większość klientów, a także lekarzy, którzy nie chcieli pójść tą drogą, bo zwyczajnie zabrakło im odwagi.

 

Dlaczego nie chciałaś zrezygnować z tej kliniki? Jesteś przedsiębiorczynią, poradziłabyś sobie bez niej albo założyłabyś coś nowego.

– Zawsze mogę to zrobić, ale po pierwsze, mam rebelianckie DNA i lubię przecierać szlaki, na które inni nie mają odwagi, po drugie, uważam, że medycyna estetyczna zapędziła się za daleko i mamy tutaj w kontekście zmiany społecznej dużo do zrobienia. Miałam całkiem dochodowy biznes, ale z dnia na dzień z niego zrezygnowałam. Postanowiłam zbudować firmę od nowa, na swoich zasadach. Mam z tego satysfakcję, której nie da się przełożyć na pieniądze, bo w centrum tego, co robię, są wartości, które wyznaję.

 

Chcę zmiany świadomości społecznej. Chcę, abyśmy rozmawiali o tym, dlaczego coraz młodsi ludzie poprawiają swoje rysy twarzy.

Słyszałam historie osób, które przychodziły do lekarza medycyny estetycznej ze swoimi przefiltrowanymi, przerobionymi w aplikacji zdjęciami i chciały wyglądać tak jak na tych zdjęciach. 89 proc. dziewczynek w Polsce jest niezadowolonych ze swojego wyglądu. Już 11-latki mówią, że są za grube.

 

– To prawda, dzieci, młodzież i młodzi dorośli mają ogromny problem z samoakceptacją. Ponieważ skala zjawiska wydaje się bardzo poważna, postanowiliśmy sprawdzić, jak duża jest korelacja poziomu samoakceptacji i wynikająca z niego chęć poprawy wyglądu w gabinecie medycyny estetycznej. Wyniki tych badań będą znane już niebawem.

Natomiast z przeprowadzonych w ostatnich latach badań wiemy już na pewno, że około 6-15 proc. osób dotkniętych dysmorfofobią to właśnie klienci klinik medycyny estetycznej czy chirurgii plastycznej. Ten wynik z pewnością nie pozwala na to, abyśmy pozostali obojętni.

 

Ktoś ci może zarzucić, że w ten sposób też promujesz swoją nową klinikę.

– Zawsze będzie tak, że komuś coś się nie spodoba. Jak kogoś zapraszamy na kolację, też mu może nie smakować to, co ugotujemy, albo – w skrajnej sytuacji – pomyśli, że to niemożliwe, że jesteśmy aż tak utalentowani kulinarnie, by przygotować tak pyszną kolację, że pewnie ktoś to zrobił za nas. Najważniejsze, abyśmy wiedzieli, po co to wszystko robimy. I ja to doskonale wiem. Czy ktoś mi wierzy, czy nie, jest to dla mnie bez znaczenia. Wiem, że mam robotę do zrobienia, niezwykle ważną w kontekście społecznym. I po prostu robię swoje.

 

Ale mimo wszystko wy jednak w tej klinice też poprawiacie wygląd.

– Nie, nie poprawiamy wyglądu, nie zmieniamy rysów twarzy. Dbamy o kondycję skóry za pomocą biozgodnych metod. To jest diametralna różnica. Medycyna estetyczna, jaką znamy, proponuje bardzo jasno określony ideał piękna. Został wykreowany właśnie w tych gabinetach. Lekarze medycyny estetycznej promują piękno, które sobie wyobrażają. Mają w głowach ideał, według którego pracują. Chciałabym, żebyśmy porzucili te sztucznie wykreowane kanony na rzecz mądrego dbania o skórę.

 

Idea #Unbotoxed to twój manifest, ale podkreślasz, że nie oceniasz osób, które botoks stosują.

– #Unbotoxed oznacza zdrowie. To tak, jakbyś napisała sobie na koszulce #nie piję albo #nie palę. Proponujemy zdrowe alternatywy dla botoksu i wypełniaczy, bo dzisiejsza nowoczesna medycyna regeneracyjna nam to umożliwia. Niestety, ludzie często błędnie myślą, że jak zrobią sobie botoks, czeka na nich lepsze życie.

Że lepszy wygląd równa się lepszy partner, lepsza partnerka, praca. Nie, botoks nie jest gwarancją lepszego życia. I nigdy nie będzie. Ale jeśli ktoś ma ochotę na niezdrowe, fastfoodowe rozwiązania, to jego decyzja i nie mam prawa tego oceniać.

 

Czym dla ciebie jest starość?

– Rozmawiałam o tym ostatnio z moją mamą, która jest po siedemdziesiątce. I zapytałam ją: „Mamo, czy miałaś kiedyś taki moment, że zauważyłaś, że się starzejesz, i poczułaś się z tego powodu źle?". Odpowiedziała: „Nie, ja po prostu jestem pogodzona z tym, że tak wygląda życie, że ono płynie". Piękno mojej mamy wynika z tego, że jest pozytywnie nastawioną do świata osobą. I nadal ma w sobie tę dziewczęcą radość i ciekawość świata, którą zaraża innych. I chyba to jest to, z czym kojarzy mi się starzenie. Być może dlatego mnie ono nie przeraża, nie jest dla mnie kłopotem. Dostałam zdrowe wzorce, mam szczęście. Niestety, nie każda dziewczyna je ma. Presja idealnego wyglądu stała się nowym gorsetem, w który się nas wciska. Skala norm i wymagań w tym obszarze jest tak duża, że po prostu brakuje nam powietrza. Chciałabym, byśmy przestali oceniać kobiety tylko dlatego, że mają zmarszczki, że ich ciała zaczynają się starzeć, że mają siwe włosy. Żeby nam odpuszczono wreszcie i żebyśmy same sobie odpuściły.

 

Klaudia Witczak – przedsiębiorczyni, założycielka Smart Aging Clinic, pomysłodawczyni idei #Unbotoxed, autorka podcastów Unbotalks – rozmowy bez gorsetu, oraz kampanii społecznej „Beauty is not copy-paste". Absolwentka Lingwistyki Stosowanej UAM i Akademii Psychologii Przywództwa Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej

Tekst pochodzi z miesięcznika "Wysokie Obcasy Extra" nr 12(150)/2024. Numer trafi do sprzedaży 14 listopada.
Redaktorka prowadząca: Monika Tutak-Goll